sobota, 26 grudnia 2009

Zimność nas dopadła

I komunikacja miejska jak zwykle się zwichrowała… I to ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, nie pierwszego zaśnieżonego dnia, bo wtedy autobusy odjeżdżały co do minuty zgodnie z rozkładem, tylko drugiego. Do mojej ‚wiochy’ nie przyjechał rano autobus zgodny z rozkładem… bo pewnie nie dał rady… za to dały radę linie zjazdowe, których o tej porze być nie powinno ;). Do pracy dotarłam wtedy z solidnym opóźnieniem, co oczywiście zaowocowało mega awanturą, bo szefowa dojeżdża własnym samochodem i nie rozumie, że autobus może się spóźnić, albo w ogóle nie przyjechać. Prawdę mówiąc ja też nie rozumiem…
Nabrałam jednak zwyczaju profilaktycznie wcześniejszego wyjścia z domu, co na niezbyt wiele się przydaje, gdyż w ramach odśnieżania miasta, pięciominutowa trasa trwa minut piętnaście… o ile oczywiście ludność piesza ma absurdalny pomysł poruszania się chodnikiem, a nie środkiem jedni. W mojej dzielnicy mieszkańcy są przeważnie na tyle porządni, że wstają bladym świtem, albo i wcześniej, aby odśnieżyć chodniki. A kiedy oni ruszają już do pracy po tych cudnie odśnieżonych chodniczkach… mogą się w zadnią stronę ugryźć, bo wtedy wyjeżdżają spychacze, które oczyszczając jezdnię zwalają cały jezdniowy śnieg na chodniki aż po płoty i to ze stron jezdni obu.
Brzydkie słowo na „k” za to z wykrzyknikiem! Najwyraźniej cały zarząd Gdyni, jest bogaty i na wzór amerykański wydaje się im, że wszyscy poruszają się samochodami. Niedługo nam chyba też chodniki zlikwidują :/.
Wracając do tematu… Dnia następnego, mimo że wyszłam o 10 minut wcześniej, dotarłam do przystanku z jęzorem po pas i ‚wentylatorem’ dla astmatyków w garści. Ruszający już, Pan Kierowiec, uprzejmie zatrzymał autobus, wpuścił mnie do środka i nawet nie skomentował złośliwie mojego ‚dziękuję’ i ‚przepraszam’. Niecałą minutkę później zatrzymał się między przystankami, żeby zabrać kolejną pasażerkę, która też zwykle jeździ o tej porze. Bardzo miły i uprzejmy pan. Dżentelmen pełną paszczą :).
Za to w drodze powrotnej autobus odjechał z przystanku dwie minuty przed czasem, ale najpierw dziadyga poczekał, aż dobiegnę do drzwi… oczywiście, żeby mi je przed nosem zatrzasnąć…
I wszelkie miłe uczucia do Gdyńskiej ZKMki diabli wzięli.

Autobusowy historycznie

Autobusowy historycznie