Ponieważ blisko pracuję, bywam tam często. Ganiam po sklepikach z tanimi pierdułami i wszelkiego rodzaju gazetowniach. Tym razem pożądałam gazety.
Coś za mną zaszamołopotało, a potem pojawiła się pani z ochrony/policji/straży miejskiej – cholera wie, bo mimo, że była w mundurze, to nigdzie nie była podpisana. Jak się pojawiła, szamołopotanie nagle ustało i zmartwiłam się, że pewnie ominęła mnie jakaś zabawna rozróba. Otóż nie ominęła.
Jakiś pan, wyraźnie oburzony, że Pani W Mundurze gawędzi sobie z obsługą kiosku, tfu! salonu prasowego, wszedł do środka i zwrócił jej uwagę stanowczym tonem, żeby się wzięła do pracy, bo tam! – wskazał niecierpliwie palcem i poskarżył się głosem rozkapryszonego pierwszaka – Piją wódkę i palą papierosy!.
Pani W Mundurze grzecznie ruszyła w kierunku łobózów i w ciągu kilku sekund spacyfikowała sytuację, po czym wróciła do rozmowy w kio.. saloniku.
Pan, który zwrócił uwagę Pani W Mundurze, stał dalej i coś z rozdrażnieniem referował stojącemu koło niego koledze, pokazując gestami Panią W Mundurze.
A ja się zwyczajnie roześmiałam. Dwóch rosłych facetów stoi i obserwuje, ich zdaniem, sytuację nie do przyjęcia (że była nie do przyjęcia, zgadzam się absolutnie). Po czym jeden z nich biegnie na skargę do kobiety…
Gdzie ci mężczyźni? – chciałoby się powiedzieć.