Aczkolwiek dla ludności bez węchu. Jako, że tłumów nie lubię, przedzierałam się przez bus, aż znalazłam więcej wolnego miejsca. Tak zasiadłam.
Samozadowolenie przeszło mi po upływie ułamka sekundy, kiedy dotarła do mnie powalająca fala… Nazwijmy rzecz po imieniu. Smrodu. Okazało się, że siedzę w okolicy menela, który kiedyś jechał paląc zapachowe trociczki. Tym razem nie miał tyle miłosierdzia. Rany! Jak tam capiło!
Już chciałam nawiewać kurcgalopkiem, kiedy jakieś grube dziadziszcze zasiadło obok, tarasując kompletnie wyjście. Po sekundzie dziadziszcze nabrało oddechu i zzieleniało, po czym poderwało zadzisko, wcisnęło się w oddalony nieco tłum i komu innemu usiadło prawie na kolanach.
Tak jak już zdążyłam nieco się unieść, tak zasiadłam z powrotem. Idealne miejsce! Do końca podróży nikt do mnie się nie dosiadł :]. Tylko starałam się nie oddychać…