Do trolejbusu, po schodkach koło kierowcy, z trudem wgramoliła się staruszka o kuli. Z równym wysiłkiem wspięła się na pierwsze z brzegu, pojedyncze, miejsce – tuż obok drzwi. Zaraz za nią wsiadła nieco młodsza babcia (mniej pofałdowana na obliczu i z lepszą kondycją) z laseczką w garści i zarządziła, aby tamta natychmiast zwolniła jej miejsce, bo: uwaga!, to jest miejsce dla inwalidy.
Zachichotałam… nic innego już nie pozostało.