Ostatnio w autobusach cisza i spokój, pewnie dlatego, że zwykle jestem zaczytana i po omacku szukam wolnego miejsca, bezmyślnie przesuwając wzrok po pasażerach i nie rozpoznając znajomych i sąsiadów (obrażają się). Jest jeszcze opcja: w słuchawkach, z ryczącym ‚Minutes to Midnight’ Linkin Park – wtedy tym bardziej nie słyszę ;p…
Nurtuje mnie jednak pewna sprawa. Otóż: gdziekolwiek usiądę, zaraz ktoś się do mnie dosiada, choćby wszędzie dookoła były puste miejsca. Zwykle jest to śmierdząca staruszka, sapiący i ciamkający szczęką starzec, albo niewiarygodnie gruba baba, która sadza mi dupę częściowo na kolana. A ja trochę autystyczna jestem i ataku paniki dostaję… Niestety zastawianie się torbą niewiele daje. Po prostu dupska na torbie usadzają i jeszcze mają pretensje, że nie byłam dość szybka, bo nadlatującej dupy nie widziałam. A kurna „przepraszam?!”. Nie łaska paszczękę rozewrzeć i jedno grzeczne słowo wydusić?
Może ja przesadzam? No ale tak to widzę i czuję… Sama nigdy się nie dosiadam, jeśli to tylko możliwe szukam miejsca, gdzie nikt obok już nie siedzi… No chyba, że tłum jest i nie ma gdzie stać.
Ale serio – kiedy zajmę miejsce w całkiem pustym autobusie, to zaraz ktoś wsiądzie, kto dosiądzie się właśnie do mnie i przyciśnie mnie cielskiem do okna… Fatum.